Banan w postaci lodów czyli krótka historia o smaku zmieniającym życie

sobota, 25 kwietnia 2015

       Zwykły dzień, zwykłej mnie. Wstaję, czytam, przeglądam fejsa, idę na siłownię. Piękna pogoda za oknem, słońce bije mnie po oczach niczym biżuteria Apartu w galeriach handlowych. Te wszystkie diamenty, rubiny, kryształy zamknięte za szklaną taflą. To samo ze słońcem. Wystarczy to sobie wyobrazić i zmaterializować. Przyjemność sprawia już doświadczanie czegoś. Wszystko jasne. Potem jestem umówiona. Sobota minie bez atrakcji. A jednak zdarza się coś co wytrąca całe moje życie z równowagi.


     Po siłowni jako, że przebiegłam całe dwa kilometry i byłam po tym zdyszana niczym maratończyk przy mecie. A wcześniej pomęczyłam się z fitball'em, moje pośladki stanowczo za mocno to poczuły. Czuję się jak jeden wielki człowiek - zakwas. Mięśnie wydzieliły zdecydowanie za dużo kwasu mlekowego. Mogły nie być aż tak produktywne. Na dodatek dziś sobota. Piękny weekend. Wspaniały czas dla wszystkich pracujących, uczących się i studiujących, aby odpoczywać i załatwić swoje sprawy. Biorąc pod uwagę wszystkie złe i dobre okoliczności, postanowiłam iść na lody. Kraków oferuje ich szeroką gamę, ale dziś miało być inaczej, lody nie miały być ze Starowiślnej. A z innej mniej osławionej lodziarni. Bowiem wszystkim wiadomo, że lody stamtąd są poza wszelkimi rankingami, istny majstersztyk.

     Będąc tam i wyczekując na swoją kolej jak dziecko wyczekuje na otworzenie Kinder Niespodzianki, przyjrzałam się smakom. Byłam wręcz zdziwiona zdziwieniem człowieka, który pierwszy raz w życiu widzi przejście podziemne, jakie (nie)zwykły śmiertelnik może wyczarować smaki. Wasabi, masło orzechowe, szafran indyjski. Wiadomo od razu, że jako miłośniczka orzechów wybrałam to środkowe oraz smak banana. No i wtedy wszystko legło w gruzach. 

A raczej całe moje życie. Pomijając smak masła orzechowego, na które po cichu liczyłam, ale nikt nie robi lodów o smaku słonych orzechów. Chyba, że jakiś szalony, mocno alternatywny kucharz. Może ja nim zostanę. Pewnie zakończyłabym swój eksperyment zjedzeniem całego słoika prosto z lodówki. To smak lodów bananowych był wręcz obłędny. Odniosłam wrażenie, że nigdy w życiu nie jadłam czegoś tak dobrego, na dodatek o smaku bananowym. Nie czułam jakichkolwiek chemikaliów, sztucznego dosładzania, co często się wyłapuje. Doświadczałam banana w postaci lodów.  Dobrego, dojrzałego owocu. Całkiem naturalnego. Poczułam, że moje kubki smakowe są w niebie. Latają gdzieś w przestworzach i pierwszy raz mają taką radochę. To co zapamiętałam o tym smaku z dzieciństwa, nie miało nic wspólnego z tym co dziś jadłam. Całe życie żyłam w nieświadomości, że mogą istnieć gdzieś tak dobre lody, w niewielkiej cenie i o wielkiej porcji. Ach, te moje zmarnowane dwadzieścia dwa lata. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz