Po co? No właśnie. Ostatnio głośno się o niej zrobiło. Wiele osób nadal stuka się w głowę i patrzy na nas jak na kosmitów gdy mówimy, że biegamy. Chodzimy na fitness. Basen. Siłownię. Spacerujemy. Wchodzimy po schodach. Nie jeździmy windami. Wybieramy rower zamiast komunikacji miejskiej. Według niektórych nadal to strata czasu. No przecież można ten czas spędzić w galeriach handlowych. McDonaldzie. W domu. Przed laptopem. Na Facebook'u czy Instagramie. Nieświadomość jest straszna. Nie mówię tutaj o ciężkiej aktywności fizycznej, której celem jest zrzucenie nadprogramowych kilogramów, tylko takiej zwykłej, codziennej. Dla zdrowia. Urody. Jakości życia. Samozadowolenia.
No więc po co? Przecież nie potrzeba nam lepszej wydolności czy siły organizmu, kto by się tym przejmował! Chochliki mi tu szepczą, że podczas wysiłku układ krwionośny się wzmacnia. W końcu nasz organizm jest wystawiony na nie lada próbę. Trzeba przepompować krew. Dać mięśniom trochę energii. Składników odżywczych. Inne narządy wtedy odpoczywają. Ale serce bije szybciej i szybciej, rozwija swą prędkość niczym samochód na autostradzie. Może sobie pozwolić. Normalna reakcja. Gdy chcesz jeździć szybko musisz mieć dobre, mocne fragmenty całej składanki. Abyś czasem nie miał wypadku. Tak samo działa system pompujący krew. Żyły i tętnice się hartują. Umacniają. Dzięki temu na starość, zmniejsza się ryzyko wystąpienia zawałów serca i chorób związanych z układem, ale kto by się tym interesował?! To samo tyczy się układu oddechowego i płuc. Rosną w siłę, a wszystko dzięki pracy naszych mięśni.
Z powyższego akapitu wynika, że wyżej wymieniona aktywność ma wpływ na rozwój mięśni i ich siłę. Najpierw jest to dla nich męka. Dosłownie. Płaczą, łkają, smarkają. Po wszystkim mają zaczerwienione oczy i policzki, jak dwulatek któremu zabrano lizaka. Ale potem rozkwitają. Jak kwiat paproci w Noc Świętojańską. Niespodziewanie. Po wszystkich cierpieniach, dostajemy to na co zasługujemy. Do czego dążyliśmy. Siłę. Praca już nie jest dla nas nie wiadomo jakim wysiłkiem. Czujemy się szczęśliwsi. Czujemy się lepiej. Możemy resztę naszej energii przeznaczyć na wszystko inne. Jedzenie. Spotkania z przyjaciółmi. Wyjście do kina. Z ukochaną. Ukochanym. Przyjacielem. Mamy możliwość robić wiele rzeczy i nie czuć się zmęczonym. Gdy mięśnie się budują, a budują się cały czas, nasz metabolizm jest szybszy. Szybciej trawi. Dostarcza wartości odżywczych. W końcu musi dać odpowiednią działkę węglowodanów i białek mięśniom. Nasza waga spada. Substancje są wykorzystywane. Nie zmieniają się w niepotrzebny tłuszcz. Ale po co to wszystko? No po co? Nawet sobie nie żartujcie!
I tutaj przechodzimy do tego co lubimy najbardziej, a mianowicie do jedzenia. Wiosenny okres to czas gdy chcemy być piękni i szczupli. To jak zacząć nowe życie. Jesteśmy na kolejnych dietach cud. A nie widzimy prostego rozwiązania jakim jest aktywność fizyczna. Codzienna. Systematyczna. Pomaga nam jeść co chcemy i przy tym wyglądać jak chcemy. Praca mięśni zabiera nam naprawdę dużo kalorii. Gdybyśmy utrzymali ilość spożywanych kalorii na tym samym poziomie, co przed rozpoczęciem ćwiczeń, na pewno byśmy schudli. Pomagają nam zdobyć ujemny bilans energetyczny. Dają idealne warunki do stworzenia lepszej wersji siebie. Krew pędzi szybciej, oddech przyspiesza, waga spada, humor się poprawia.
No właśnie. Dochodzimy do kolejnego zagadnienia jakim jest zwyczajna radość z życia. Bycie szczęśliwym. Zadowolonym. Ruch to daje, serio. Dzięki niemu wydziela się w naszym organizmie serotonina oraz endorfiny. A one jak wiadomo, są takimi małymi szczęśliwymi świetlikami w nas. Zarażają optymizmem i samozadowoleniem wszystko inne. Szczególnie nasze myśli. Nas samych. Częściej się uśmiechamy. Do innych ludzi. Do obcych na ulicy. Nie zazdrościmy. Jesteśmy usatysfakcjonowani tym co mamy. A tymczasem czas naszego życia się wydłuża. Jeżeli panuje w nim szczęście, spokój, harmonia, to nie ma co nam zagrażać. Hormony stresu atakują rzadziej. My jesteśmy bardziej zdeterminowani. Podejmujemy szybkie decyzje. Nie rozpamiętujemy. Tak dużo dobra.
I tyle właśnie można odpowiedzieć na pytanie: "po co?". Po co to robisz? Dlaczego? Możecie uświadamiać. To inwestycja w teraźniejszość i przyszłość. Naprawia błędy z przeszłości. Walczy ze złem w nas samym. Jest niemalże samym dobrem o ile nie przesadzamy. Nie chodzi nam o bycie drugim Mariuszem Pudzianowskim. Tylko o trochę ruchu w środku zabieganego dnia. Mniej siedzenia. To zawsze jakaś satysfakcja. Każdy, nawet najmniejszy krok to już o krok bliżej do celu. A początkiem celu jesteś właśnie Ty. Nikt inny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz