Rytuał parzenia zielonej herbaty

niedziela, 17 maja 2015

       Zielona herbata jest najlepsza. Koniec. Kropka. Tak tytułem wstępu. Nie przebije jej żadne cafe latte, mała czarna czy nawet, naprawdę to napisze, masło orzechowe. Zdradzam go z nią, dzień w dzień i to nawet kilka razy dziennie. Koszmar. A ono biedne stoi sobie samiutkie na półce i wylewa swoje mocno solone łzy okraszone tłuszczem palmowym. W imię mojej miłości do niej, kocham ją także zaparzać. Toż to rytuał. Kilkanaście minut, które poświęcam sobie i jej. Następnie rozkoszuję się smakiem idealnie przygotowanej zielonej herbaty, bez poczucia goryczy na języku. Kubki smakowe są w niebie. Ja także. Czego chcieć więcej?

Jej przyrządzenie urosło już do rangi rytuału. Najpierw gotujesz wodę, a następnie czekasz. Kilka, kilkanaście minut. Najlepiej około piętnastu, po czym zalewasz liście. Znów czekasz. Znów kilka minut. Od trzech do pięciu. W zależności jak bardzo intensywny smak chcesz uzyskać. Wyciągasz sitko i gotowe! Ja przygotowuje ją często. Mam do tego specjalny, uroczy kubeczek. Służy tylko jej. Nigdy nie poczuł smaku kawy czy chociażby czerwonej herbaty. Ma uprzywilejowane miejsce. Od pierwszego spotkania. Sam rytuał przygotowania uważam jako chwilę wytchnienia. Chwilę dla siebie. Czas kiedy mogę pomyśleć, a następnie rozkoszować się jej niepowtarzalnym aromatem.

Zieloną herbatę wcale nie jest tak łatwo przygotować. Jest pod tym względem wredna i lubi mieć gorzki posmak. Przez to tak wiele nietuzinkowych osób się do niej zniechęca. Potrzeba na to chęci i czasu. Błędy kosztują. Ale jeżeli się jest świadomym ich popełniania, wszystko jest w najlepszym porządku. Wystarczy spróbować zrobić to kilka razy, pierwszy zazwyczaj jest nieudany, a ona na takie traktowanie odpowiada niezbyt przyjaźnie. Wręcz zabójczo. Tworząc z siebie ciecz o gorzkim smaku, którego nie akceptują nasze kubki smakowe, nie wspominając już o samym żołądku. Jeśli wcześniej uda nam się ją przełknąć, oczywiście. Jednak jak to w związku, z czasem się dotrzecie i będziecie darzyć wielką i wierną miłością.

Dlaczego warto ją darzyć taką miłością? Bo zawiera wszystko co nam potrzeba. Podnosi naszą koncentrację. Wzmacnia siły. Pobudza lepiej niż kofeina. Konkuruje bardzo mocno z kawą i chyba tą konkurencję wygrywa. Ma wiele właściwości w zależności od liczby parzenia. Ta z pierwszego pobudza, ta kolejna uspokaja. Zawiera sole mineralne, witaminy C, E oraz B. Nawet wzmacnia nasze zęby. Uspokaja. Zapobiega różnorakim chorobom. A co najważniejsze, pobudza metabolizm. Przyspiesza odchudzanie. Aktywuje proces usuwania toksyn z organizmu. To dopiero inwestycja w przyszłość. Całość jej zasług jest wyśmienita, ale idzie lato, a wszystkie walczymy o szczupłą figurę. Więc pijcie ją do woli, ale w granicach zdrowego rozsądku. No więc na zdrowie! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz