Intermittend fasting - kolejną dietą cud?

sobota, 21 marca 2015

      Przeglądając odmęty internetu trafiłam na oto cudowną dietę. Intermittend fasting. Na czym polega? Na jedzeniu tylko w określonych "oknach żywieniowych". Burzy całą wątłą konstrukcje o 5 posiłkach dziennie. Śniadanie jako najważniejsze posiłek dnia - wykluczone. Ćwiczenia na czczo? Jak najbardziej. Dzieli się na 5 rodzajów. Dieta musi być połączona z aktywnością fizyczną. Każdy z jej rodzajów skierowany jest dla innej osoby, o innych predyspozycjach, zapotrzebowaniu na energię, innej aktywności fizycznej. No to zaczynamy!



      1. Leangains
Najlepsza dla osób chcących spalić tłuszcz i zbudować muskuły.
Polega na jedzeniu tylko w określonych godzinach, dla mężczyzn jest to 16 godzin postu, a dla kobiet 14. Jecie tylko w ciągu tych 8-10 godzin. Podobno można wszystko. Jednak w dniu treningu najlepiej postawić na węglowodany, a w dniu odpoczynku na tłuszcze. W ciągu postu można pić kawę, herbatki ziołowe czy jeść bezcukrowe gumy. Ale na dobrą sprawę post można sobie urządzić przez noc i nie odczujemy jego skutków. Taka dygresja. 

      2. Eat Stop Eat
Po prostu najlepsza dla zdrowo odżywiających się. 
W ciągu całego tygodnia robicie 24-godzinny post. Możecie podjadać trochę warzyw, owoców i soków ale tylko na początku. Oczyszczacie organizm. Nadajecie mu lekkości. Dobrze w tym dniu zaplanować trening. Na mój gust nie za ciężki. I tak macie ujemny bilans energetyczny. Jednak podczas treningu spalicie jeszcze więcej kalorii. A już jutro możecie normalnie jeść. Dobra, nie całkiem normalnie. Nie jedzcie całego słoika masła orzechowego, trochę zostawcie. Na jutro czy na za tydzień.

      3. The Warrior Diet
Dla ludzi lubiących zasady.
Mój ulubiony punkt. Przez 20 godzin nic nie jecie. Popijacie tylko kawki, herbatki, soki owocowe. A następnie wieczorem, w sumie nocą, po całym wyczerpującym dniu, zaczynacie jeść.  Jecie jeden posiłek. Pełnowartościowy. Taki posiłek zmobilizuje organizm do lepszego trawienia, uspokoi go, a także pomoże spalać kalorie w dzień. No ja bym sobie za to ręki nie dała uciąć. Składniki odżywcze zawarte w posiłku zostaną wykorzystane na wzrost organizmu i do jego naprawy, a nie na zmagazynowanie tkanki tłuszczowej. To dziwne, kolejna teoria została obalona jakoby organizm po długiej przerwie od dostarczania mu składników odżywczych, zaczynał magazynować tłuszcze na kolejne "gorsze czasy". 

     4. Fat Loss Forever
Dla ćwiczących, ale nie potrafiących się powstrzymać od podjadania. 
Ten punkt traktuje jakoby możesz jeść wszystko, oczywiście w rozsądnych porcjach, a na 36 godzin robisz sobie "cheat day". Dzień oszustw. Możesz jeść co sobie wymarzysz. Jest jeden szkopuł, w kolejnym 7-dniowym cyklu musisz się ograniczać. Trochę. Najlepiej mieć ułożony plan dietetyczny, zapewniający wszystkie składniki odżywcze. Pewnie będziesz chodził głodny przez kolejne 7 dni od cheap day. Za wszystkie grzeszki trzeba będzie odpokutować. 

      5. UpDayDownDay
A ten program polega na normalnym jedzeniu. W granicach zdrowego rozsądku. I co drugi dzień. Jesz na przemian. Raz zmniejszoną liczbę kalorii proporcjonalnie dla Twojego zapotrzebowania, a następnie zwiększoną czyli normalną. Dla kobiet normalne zapotrzebowanie to 2000 kcal, dla mężczyzn 2500 kcal. Zmniejszona liczba kalorii to 400-500. Tylko tyle kalorii przez cały dzień. Słabo, co nie? Też mi się nie podoba. 

      Generalnie po przyjrzeniu się całej diecie i jej planom, doszłam do wniosku, że to żadna dieta cud. Można ją stosować tydzień, może dwa, ale już nie miesiąc. Nie ma w niej masła orzechowego, słodyczy i innych takich. Więc odpada. A tak serio, opiera się ona na niejedzeniu. Lub na nienormalnym jedzeniu. O ile pierwszy punkt można zaakceptować, bo faktycznie "okno żywieniowe" nocą jest okey, tak punkt 3 jest dla mnie herezją. Zawsze powtarzano: nie jedz nocą, a a tutaj mówią: jedz nocą najwięcej! Chyba sami możecie dojść do racjonalnych wniosków, co nie? Samo za siebie mówi to ile burzy fundamentów zdrowego odżywiania, a ile nowych wprowadza. 

1 komentarz:

  1. Odkąd sięgam pamięcią żywię się jak w punkcie 1, nie jem cały dzień (plus całą noc gdy śpię) od 8 do 17-19, zależy, o której wrócę, w ciągu dnia 2-3 kawki i 1,5l wody żywiec niegazowanej zazwyczaj smakowej, bo zwykła mi nie wchodzi, wieczorem albo zjem obiad, albo coś co jest po prostu, ale dostarczam organizmowi nie więcej niż 1000kcal i jakoś nigdy od tego nie schudłam... ani grama... Wiec wątpię szczerze w działanie tych metod, a do tego często mam mdłości, osłabienie i choruję regularnie i to nie katarek, ale jak mnie dopada tak na cały miesiąc wszystko, że cieżko głowę podnieść od poduchy, mój organizm zdecydowanie jest wykończony, ale nie umiem inaczej, nie przełknę nic wcześniej, nie lubię czegokolwiek robić z pełnym żołądkiem i tak już się przyzwyczaiłam, więc raczej odradzam, jeżeli ktoś potrafi jeść 5 posiłków dziennie i śniadania niech się tego trzyma na pewno to zdrowsze i lepiej się przy tym funkcjonuje, a ja właśnie kończę moją drugą kawę dziś i zaraz zapalę papierocha o zmoro..:o i jak tu 30stki dożyć?!

    OdpowiedzUsuń